czwartek, 26 lutego 2015

4. "Twoja dziewiętnastka."

Prize
  Przeklęłam cicho pod nosem, słysząc donośny dźwięk domofonu. Czy nawet w wakacje człowiek nie może się wyspać? Nie miałam co liczyć na to, że Louis otworzy drzwi, bo chyba go nie było w domu. A przynajmniej mi się tak wydaje, bo w całym mieszkaniu jest cicho jak w kościele. Przekręciłam się w prawo spadając tym samym na podłogę, nadal byłam opatulona w kołdrę, więc pościel nieco zamortyzowała upadek. Kolejna seria dzwonków. Uderzyłam czołem w panele. Można by  to nazwać facefloor. Głęboko i nieco leniwie wzdychając podniosłam się. Opatuliłam się bardziej pierzyną, po czym przeszłam na korytarz. Zanim jeszcze otworzyłam drzwi usłyszałam cztery dzwonki i parę stukań w drzwi.

- No, idę! - wrzasnęłam i złapałam za klamkę, otwierając ten duży, drewniany, ciężki prostokąt. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to ogromny, truskawkowy tort ze świeczkami w kształcie jedynki i dziewiątki. Zanim Marry i Rhydian zdążyli cokolwiek powiedzieć, zamknęłam im z impetem drzwi przed nosem. Ze świętowaniem możemy trochę poczekać, na przykład do czasu aż się wyśpię. Na korytarzu pojawił się także Louis, który wyszedł z łazienki. Spojrzał na mnie pytająco.

- Nikt w ważny - odpowiedziałam, a gdy skończyłam swoją wypowiedź do mieszkania weszli moi przyjaciele. - To jest Rhydian i jego okropna dziewczyna, która budzi mnie w środku nocy, Marry. - uniósł na nich wzrok.

- Wszystkiego najlepszego, Prize! - krzyknęła ruda, przytulając mnie od tyłu. A miałam nadzieję, że na ten dzień wszyscy zapomną o moich urodzinach, tak jak ja to zrobiłam.

- Dzięki kochanie - odpowiedziałam i zakryłam ją kołdrą, mocno przytulając. - Poznajcie Louisa, mojego tajemniczego współlokatora - przy przedostatnim słowie zrobiłam cudzysłów palcami.

- Hej - przywitał się szatyn, uśmiechając do nich.

- Jestem Marry - rudzielec  uścisnął dłoń Lou, rumieniąc się lekko. Oh, shit. Muszę bardziej popracować nad koncentracją, bo dopiero teraz zauważyłam, że szatyn ma na sobie jedynie przepasany na biodrach ręcznik. Kiedy oni tak się witali, ja dokładnie przyjrzałam się tatuażom na jego ciele. Dłuższą chwilę poświęciłam na jelenia na prawym ramieniu oraz figury karciane na lewym nadgarstku. Kuźwa jak one mu cholernie pasują. Wywaliłabym teraz własnych przyjaciół za drzwi, żeby tylko przespać się z tym kolesiem.

- Zaraz wracam, idę się ubrać, zanieście tą bombę kaloryczną do kuchni - powiedziałam znikając w pokoju, specjalnie nie domknęłam drzwi, żeby słyszeć wszystko o czym rozmawiali na korytarzu.

- Ja też powinienem coś na siebie włożyć, przepraszam na chwilę - usłyszałam Lou, a zaraz po tym trzaskanie drzwi od jego sypialni. Sięgnęłam po świeżą bieliznę, czerwone spodnie, zwykłą czarną koszulkę oraz tego samego koloru bluzę. Podczas gdy się przebierałam i ścieliłam łóżko, słuchałam rozmowy między słodziakami.

- Myślisz, że już ze sobą spali? - spytał Rhydian dosyć nieprzyjemnym tonem.

- No wiesz... Ona jest śliczna, a on przystojny. Oboje znamy Prize i jej pociąg do seksu, po za tym widzieliśmy ich przed chwilą prawie nagich - odpowiedziała Marry, a ja miałam ochotę parsknąć śmiechem. To, że lubiłam przespać się z jakimś nieznanym kolesiem od czasu do czasu, nie znaczy że się kurwiłam na prawo i lewo. Odłączyłam telefon od ładowania i chowając go do kieszeni, wrzuciłam piżamy do kosza na pranie.
  Kiedy w końcu łaskawie pojawiłam się w kuchni zastałam tam jedynie Louisa pijącego kawę. Podeszłam do blatu i wyciągnęłam jeden kubek, żeby zrobić sobie herbaty. Potrzebowałam jakiegoś ciepłego napoju na pobudzenie moich szarych komórek do życia i odpowiedniego funkcjonowania.

- Chcecie coś do picia?! - krzyknęłam na tyle głośno żeby usłyszeli mnie w salonie. Kiedy otrzymałam odpowiedź, że już sobie wlali sok, wzruszyłam ramionami. Bez krępacji, jeśli wiedzą gdzie co było to samowolka i samoobsługa są dozwolone jak najbardziej. - Przepraszam za ich głośne wtargnięcie.

- Spoko i tak nic nie słyszałem pod prysznicem - szatyn odłożył telefon na stół, po czym uśmiechnął się do mnie. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ten uśmiech nie był miły, uprzejmy czy taki jak to na co dzień towarzyszy przy porannej kawie, był... najtrafniej to określę słowem 'lubieżny'. Raz, dwa połączyłam sobie wszystkie wątki i doszłam do wniosku, że chyba widział jak gapiłam się bezczelnie na jego ciało.  - O której wróciłaś? Nie słyszałem żebyś wchodziła.

- Jakoś koło czwartej albo wpół do piątej? - bardziej spytałam niż odpowiedziałam na jego pytanie, ale on jedynie skinął głową i powrócił do gapienia się w ekran swojej komórki. - Dosiądziesz się do nas?

Louis
- Raczej nie - odmówiłem pod nosem, odpisując na wkurzające smsy jakiejś laski, z którą się przespałem chyba miesiąc temu. Nie daje mi żyć i wciska kity o wielkiej miłości. Jakie to jest wkurwiające, gdy do dziewczęcego mózgu nie dochodzi takie określenie jak "seks bez zobowiązań", piździcy można dostać. Prize podeszła do mnie i posłała, jej zdaniem, nie przyjemne spojrzenie.

- Solenizantka cię na tort zaprasza, a ty odmawiasz? - mruknęła niezadowolona, uroczo marszcząc jedną brew. Parsknąłem pod nosem, lekko kręcąc głową. Wypadałoby wymyślić jakiś prezent, tylko cholera wie co by jej się spodobało.

- No tak, w końcu to twoja dziewiętnastka - powiedziałem i zirytowany wyłączyłem ten jebany telefon. Chyba niedługo zmienię numer. Wstałem z krzesła, wziąłem ostatni łyk kawy i podążyłem za szatynką do salonu. Myślałem, że mnie wryje w ziemię, gdy zobaczyłem na stole najnowszy model playstation. Jeśli ona dostaje takie prezenty co roku i ja mogę mieć z nich użytek, to jak dla mnie może obchodzić urodziny co tydzień. 

- Pomyśleliśmy, że przyda ci się w domu trochę więcej rozrywki. Masz tam te swoje ukochane zombie, jakieś sporty czy coś takiego, GTA i coś tam jeszcze, złożyliśmy się razem z twoimi rodzicami - rudowłosa wstała z kanapy i przytuliła moją współlokatorkę, która podziękowała jej i przeprosiła za to co stało się rano. Chociaż nie wiem czy "sorry" to dobre określenie słowa
"przepraszam", mam wrażenie że to takie na odwal się, chuj mnie obchodzi twoje wybaczenie.
  Może i wino to nie jest mocny alkohol, jednak cztery butelki to nie mało. Siedziałem między Prize a Rhydianem. Ja i brunet nie potrafiliśmy się za bardzo dogadać. Wymieniliśmy kilka zdań na temat samochodów oraz footballu. Tyle. Laski za to dogadywały się wprost bezbłędnie.
Spojrzałem na współlokatorkę i powstrzymałem się od oblizania warg. Może i zabrzmi to śmiesznie, ale wiem dlaczego to wtedy właśnie ją chciałem przelecieć. To przez jej oczy. Intensywnie zielone, lekko przymrużone i zamglone przez alkohol. Podsumowując, nie mogłem się doczekać, aż ta dwójka stąd wyjdzie, a najlepiej zaraz, teraz, w tej chwili.

~*~
Prize
   Około jedenastej trzydzieści zostaliśmy sami w domu. Na stole walały się butelki po wytrawnych i słodkich winach, połowa tortu, który w większości zjadła Marry. Siedzieliśmy z Louisem na podłodze, trzymając w ręku pady od konsoli. W środku była płyta od którejś ze starszych wersji fify, jednak nie graliśmy. Po prostu siedzieliśmy i patrzyliśmy się w ekran telewizora. 

- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo w tej chwili mam ochotę cię przelecieć - powiedział nagle, a na moich ustach pojawił się uśmiech. Odpaliłam jeden z meczy i wybrałam drużynę, która najbardziej mnie interesowała. Odwróciłam głowę w jego kierunku, patrzył na mnie. Prosto w oczy, przez co coś ścisnęło się w moim żołądku. Nachyliłam się nad nim i trącając lekko policzek nosem, wyszeptałam blisko ucha:

- Najpierw przeleć mojego bramkarza.

___________________________________
Asiek napisała, że nie może się doczekać, aż wylądują razem w łóżku.
Uwierz skarbie, ja też.

11 komentarzy:

  1. Oh, bezpośredni ten Louis :D Czekam na kolejny odcinek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurwa, uwielbiam takiego Louisa! :D juz myslalam ze wyladuja na stole, pieprzac sie i smarujac kawalkiem tortu haha. Tak ja i moja super wyobraznia :-D fajnie, ze jej przyjeciele pamietali o jej urodzinach. Wydaje mi sie, ze Rhydian, tak w ogole to nie bylo jakiegoś prostrzego imienia?! Nie polubil Louisa i vice versa.
    Ciekawa jestem nastepnego rozdzialu, bo zapowiada się ciekawie :)
    Swoja droga to Prize ma zajebiata prace, kiedys pracowałam jako barmanka w clubie i mialam okazje pobawic sie sprzetem na dj-ce. Moj kuzyn jest dj. Fajna praca :)
    Dobra, koncze przynudzac i biore sie za swoja nudna prace. Narra!

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha końcówka rozdziału rozwala! =D

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny :)
    Czekam na kolejny :P
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajebisty rozdział.
    Bezpośredni Louis to to co lubię najbardziej!
    Aż się nie mogę doczekać następnego rozdziału!
    <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Louis <3 <3
    Ijaaaaaa *.*
    To wszystko takie miłe :) pamiętali o Prize :D
    Poza tym... jakoś nie lubię tego Rhydian, jest taki ... yyy na nie xD wydaje mi się że wszystko kiedyś zepsuje to co ma być miedzy Lou a Prize jakkolwiek to rozwiniesz ...
    W mojej głowie rodzi się milion nastepnych scenariuszy z możliwościami dalszych wydarzeń xD i zapewne i tak będzie coś co nawet przez myśl mi nie przeszło :)
    Czekam na kolejny i tu i na Haven :)
    Pełno, peeeełno weny :* :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo mi się podoba :) Czekam na rozwój akcji ;) I życzę weny ^-^

    OdpowiedzUsuń
  9. Przeczytałam twoje poprzednie posty, lecz stwierdziłam, że skomentuję dopiero tutaj :)
    Bezpośredniość bohaterów mnie rozwala. Te ich wtrącenia i przemyślenia są po prostu boskie. Traktują świat bardzo lekceważąco i podejrzewam, że kiedyś się na tym przejadą, lecz wcześniej wylądują razem w łóżku :D
    Twoje opowiadanie jest dynamiczne i ciekawe, podoba mi się. Dodaje do obserwowanych i oczywiście, z niecierpliwością, czekam na następny post.
    Zapraszam do mnie (link w spamie).
    Pozdrawiam,
    Ginger Curls

    OdpowiedzUsuń
  10. ''Nawet nie masz pojęcia jak bardzo w tej chwili mam ochotę cię przelecieć''.
    Oj Louis, Louis haha
    Czekam na nexta i dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń